Chciałabym podzielić się świadectwem o tym, jak Bóg w cudowny sposób dotknął się mojego życia. Urodziłam się w religijnej rodzinie, ale gdy miałam siedem lat, moja mama nawróciła się i odtąd już wszystkie razem z moją siostrą zaczęłyśmy chodzić do Kościoła Chrześcijan Baptystów w Poznaniu. Obie dorastałyśmy w tym kościele, wśród chrześcijan, gdzie jako małe dziewczynki uczęszczałyśmy na szkółki niedzielne poznając Boga, Słowo Boże, później miałyśmy spotkania młodzieżowe. Byłyśmy też dwa razy na obozach chrześcijańskich. Bóg cały czas był blisko nas.
Wydawać by się mogło, że wszystko było tak jak trzeba, że wierzymy, że żyjemy z Bogiem, bo od małego tak byłyśmy uczone i prowadzone. Ale niestety nie da się wychować dziecka tak, by samo prawdziwie uwierzyło. Można prowadzić dziecko do kościoła, uczyć co jest dobre, co złe, można nauczyć je religijności, tradycji, przekazywać prawdy związane z wiarą, ale choćby nie wiem jak bardzo rodzic się starał, to nie przyjmie za dziecko Boga do serca. Każdy człowiek, każde dziecko musi podjąć samo tą świadomą decyzję powierzenia swojego życia Bogu.
Ludzie mówią, że wierzą w Boga. Ja też zawsze wierzyłam, w moim życiu Bóg był zawsze obecny i działał. Nigdy nie oskarżałam Boga za złe rzeczy i nie mogłabym się od niego odwrócić. Ale mimo to moja wiara była raczej moją wiedzą, wiedzą, że Bóg istnieje, że jest dobry, że pomaga i to było dla mnie oczywiste od zawsze. Ale wiara w Boga oznacza coś innego niż przynależność do kościoła z tradycji i posiadanie wiedzy, że on istnieje. Uwierzyć- to tak naprawdę zdać sobie sprawę i zrozumieć, przyjąć do serca to, co Bóg dla nas zrobił, a zrobił to, że zesłał na ziemię swojego Syna, by za każdego z nas umarł - za mnie, za moją mamę, tatę, siostrę, znajomych, za grzechy każdego z nas. I w końcu Bóg sprawił, że doświadczyłam tego osobiście.
Było to całkiem niedawno, bo 15 kwietnia 2014 roku i teraz jestem pewna, że to był Boży, zamierzony plan. Zaczęło się od tego, że rano miałam zajęcia na AWFie. Tego dnia miałam tak ekstremalnie ciężką torebkę ze sobą, że czekając na zajęcia oparłam ją sobie o balustradę przy schodach. Kiedy zbliżał już się czas by pójść na zajęcia chciałam ją chwycić i w tym samym momencie się ześlizgnęła i spadła piętro niżej, gdzie akurat na schody wchodziła dziewczyna. Gdyby przeszła tamtędy ułamek sekundy później , to ta kilkukilogramowa torebka spadłaby jej prosto na głowę i myślę, że mogłaby ją zabić.
Wieczorem tego dnia miał się odbyć u nas w kościele Wieczór Sederowy, Paschalny, na którym miało mnie nie być, bo miałam do późna wykłady. Jednak skończyły się wcześniej i postanowiłam pojechać. Gdy dojechałam na miejsce i dowiedziałam się że może to potrwać do 21, zaczęłam kombinować, żeby pojechać do domu. Ale w głowie coś mi mówiło, żebym jednak została i tak się stało. Był to okres przedświąteczny, Wielkanocny. Nigdy tak na prawdę nie brałam do siebie tego wszystkiego co było związane ze Świętami Wielkiej Nocy, nie potrafiłam się skupić na istocie tych świąt, mimo, że dla chrześcijan są one najważniejsze. Tego dnia było inaczej. Byłam bardzo skupiona. i brałam do siebie wszystkie słowa i symbole i wszystko co robiliśmy tamtego wieczoru docierało do mnie. Naród Wybrany w sposób wyjątkowy świętuje okres Paschy. Posiłek sederowy, podczas pierwszego wieczoru paschalnego, wzorowany jest na tych wieczorach urządzanych przez zgromadzenia rodzinne w domach żydowskich, dla spożycia ofiarnego baranka paschalnego. Podczas tej uczty wychyla się cztery puchary wina dla upamiętnienia zapisanych w Księdze Wyjścia czterech sposobów określenia wybawienia. Mnie najbardziej dotknęło wypicie pierwszego kielicha uświęcenia i bardzo skupiłam się na jego znaczeniu. Od dłuższego czasu próbowałam pozbyć się z mojego życia często nawracających tych samych grzechów i skończyć z nimi, ale nie udawało mi się to. Wypicie tego kielicha miało dla mnie wielkie znaczenie, bo dawało obietnicę możliwości pozbycia się tych grzechów, przez uświęcenie jakie dokonał dla mnie Jezus na krzyżu.
Wieczór się zakończył, wróciliśmy do domu, wszystko było normalne jak zawsze. Ale, gdy się położyłam, “ moja głowa” zaczęła się modlić “Panie Boże…” Pomyślałam “o co chodzi? co się dzieje?”. To po prostu nie było dla mnie normalne. Od miesięcy nie zdarzało mi się modlić wieczorami, tak samej z siebie. Wiadomo, jak była potrzeba, to wtedy oczywiście tak, ale to zaskoczyło mnie samą. Modlitwa się nie kończyła. Podziękowałam Bogu, że ocalił tą dziewczynę, że nic jej się nie stało. Później zaczęłam przepraszać Boga za swoje grzechy, ale także zaczęłam prosić Boga, by zmienił coś w moim sercu, bo czułam się jak pusta miska. Chodziłam do kościoła, widziałam jak Bóg działa w życiu innych i zazdrościłam im osobistej relacji z Bogiem. Ja czułam że nie jestem jeszcze nawrócona mimo, że bardzo tego chciałam, czułam że moje grzechy nie są wybaczone mimo, że od lat za nie przepraszam, nie potrafiłam poczuć Boga, choć w sercu go kochałam.
Zaczęłam płakać jak małe dziecko i nie mogłam przestać. Wróciłam myślami do tej dziewczyny, którą mogłam zabić i wtedy dotarło do mnie, że ja już kogoś zabiłam. Uświadomiłam sobie tak dosłownie, że własnymi grzechami zabiłam Jezusa! Modląc się tak i nieustannie płacząc poczułam jak ta moja “pusta miska” się napełnia. Było to uczucie nie do opisania, leżałam w łóżku, płakałam i czułam jednocześnie jakby Bóg mnie przytulał, było to wspaniałe uczucie. W końcu poczułam, że zaczyna się coś nowego, nowe życie i odeszła też ta niepewność odpuszczenia moich grzechów.
Jak już się uspokoiłam i przestałam płakać to zaczęłam się zastanawiać czy to się na prawdę wydarzyło, czy sobie to wymyśliłam i co będzie gdy się obudzę rano i się okaże, że to sen?. Dzięki Bogu i Jego łasce naprawdę wydarzył się cud w moim życiu. Tamtej nocy zaczęłam nowe życie z Bogiem. Tak jak dla Żydów z Narodu Wybranego Pascha oznacza pamiątkę wyjścia z Egiptu, PRZEJŚCIA z niewoli do wolności, tak dla mnie Pascha, kielich Uświęcenia będzie już zawsze oznaczało PRZEJŚCIE ze zniewolenia grzechem do osobistej społeczności z samym Bogiem, które uczynił Jezus dla nas wszystkich, a dla mnie tej właśnie nocy!